Drodzy Widzowie, Szanowni Przyjaciele!
Obchodzimy dziś Międzynarodowy Dzień Teatru, czyli święto twórców, miłośników i wszystkich osób związanych z teatrem. Dzień Teatru ustanowiono w czerwcu 1961 roku podczas XI Światowego Kongresu Międzynarodowego Instytutu Teatralnego, który obchody ustalił na 27 marca, czyli rocznicę otwarcia Teatru Narodów w Paryżu. W tym dniu twórcom, pracownikom teatru i widzom życzymy wszystkiego dobrego!
Zachęcamy do lektury orędzia na Międzynarodowy Dzień Teatru, które w tym roku przygotował Jon Fosse - norweski pisarz i dramaturg, uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych dramatopisarzy norweskich. Pisze w języku nynorsk. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (2023). Zadebiutował w 1983 powieścią Raudt, svart (Czerwone, czarne). Jego pierwsza sztuka teatralna Og aldri skal vi skiljast (I nigdy się nie rozłączymy) wystawiona została w 1994. Jest autorem powieści, poezji, książek dla dzieci, esejów i sztuk teatralnych. Jego twórczość zalicza się do norweskiego postmodernizmu. Książki Fossego przetłumaczono na ponad 50 języków, w tym polski, a dramaty wystawiono na wielu scenach świata.
Polskie orędzie na Międzynarodowy Dzień Teatru przygotował Jakub Skrzywanek - reżyser, autor, twórca instalacji performatywnych. Dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie. Kurator programowy teatru Vaba Lava w Tallinnie. Absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim i kursu DOK PRO w Mistrzowskiej Szkole Wajdy.
Serdecznie pozdrawiamy. Do zobaczenia w Teatrze!
Orędzie na Międzynarodowy Dzień Teatru 2024
Każdy człowiek jest niepowtarzalny, a jednocześnie taki sam jak wszyscy inni ludzie. Niepowtarzalność jest zewnętrzna, można ją, rzecz jasna, dostrzec, ale w każdym człowieku istnieje coś wewnątrz, co należy wyłącznie do niego. Możemy to nazwać duszą albo duchem – albo nie musimy nazywać, tylko zostawić.
Ale jednocześnie, mimo różnic, jesteśmy sobie równi. Ludzie ze wszystkich części świata są fundamentalnie równi, niezależnie od języka, którym mówią, od koloru skóry i niezależnie od koloru włosów.
Może to swoisty paradoks, że jesteśmy jednocześnie równi i różni. Może człowiek jest paradoksalny w wyniku napięcia między ciałem a duchem, między tym, co najbardziej przyziemne i immanentne, a tym, co transcenduje owe materialne, przyziemne ograniczenia.
Ale sztuka, dobra sztuka, w zadziwiający sposób potrafi łączyć to, co niepowtarzalne, z tym, co uniwersalne, ba, potrafi sprawić, by niepowtarzalne, ktoś mógłby powiedzieć „obce”, stało się powszechnie, uniwersalnie zrozumiałe. Tym samym sztuka rozsadza granice między językami, częściami świata, krajami. W ten sposób łączy nie tylko to, co cechuje każdego człowieka, ale również, w nieco innym znaczeniu, to, co cechuje grupy ludzi, na przykład narody.
Sztuka nie czyni tego poprzez ujednolicanie wszystkiego, przeciwnie, pokazuje różnice, ba, obcość. W każdej dobrej sztuce właśnie to, co obce, to, czego w pełni nie rozumiemy, a mimo to na swój sposób rozumiemy, co być może można nazwać enigmatycznym, co fascynuje, ba, co tworzy transcendencję, przekroczenie, jest tym, co wszelka sztuka musi w sobie mieć i do czego musi prowadzić.
Nie przychodzi mi do głowy lepszy sposób łączenia przeciwieństw niż sztuka. Właśnie ona jest przeciwieństwem gwałtownego konfliktu, który, co zbyt często widzimy, znajduje swoje ujście w destrukcyjnych próbach zniszczenia obcego, tego niepowtarzalnie innego, nierzadko poprzez wykorzystanie najbardziej bestialskich odkryć nowej technologii. Czy to będzie terroryzm, czy to będzie wojna. Bo człowiek ma również swoją zwierzęcą stronę i kiedy napędza go instynkt, wtedy ten drugi, obcy, nie jest postrzegany jako ktoś fascynująco enigmatyczny, ale jako zagrożenie dla własnej egzystencji. Wtedy niepowtarzalność i uniwersalnie pojmowaną różnorodność zastępuje równość kolektywna i to, co inne, stanowi zagrożenie, które trzeba zniszczyć. To, co zewnętrznie inne, na przykład religia albo ideologia polityczna, stają się czymś, co trzeba zwalczyć i unicestwić.
Wojna to walka przeciwko temu, co w człowieku najgłębsze, wyjątkowe. I jest to zarazem walka przeciwko wszelkiej sztuce, przeciwko temu, co w sztuce najgłębsze.
Postanowiłem mówić o sztuce w ogóle, a nie wyłącznie o sztuce teatru, dlatego że w każdej dziedzinie sztuki, w każdej dobrej sztuce, w jej najgłębszej istocie, chodzi o to samo, chodzi o to, żeby to, co niepowtarzalne, osobliwe, stało się uniwersalne. Sztuka łączy niepowtarzalne z uniwersalnym w swoim wyrazie artystycznym. Nie poprzez usuwanie swoistości, tylko poprzez jej uwydatnianie, aby wyraźnie wybrzmiało to, co obce.
To proste. Wojna i sztuka to przeciwieństwa. Wojna i pokój to przeciwieństwa. Sztuka to pokój.
Autor: Jon Fosse
Tłumaczenie: Halina Thylwe.
Polskie orędzie na Międzynarodowy Dzień Teatru 2024
Zróbmy to, nawet w tej chwili. Zatrzymajmy wszystko na dziesięć, trzydzieści, a może i na sto sekund, na kwadrans lub godzinę.
Nie odmawiajmy sobie czasu na marzenia. Zaufajmy, że podobnie jak kiedyś, to one mają moc naprawiania świata, one zmieniają bieg historii i one mogą sprawić, że przyszłość, która nadejdzie, może jeszcze być tą najlepszą i najwspanialszą.
Zróbmy to teraz.
Mam nadzieję, że przez kolejne minuty, godziny i dni będziecie wspólnie, wśród osób, z którymi tworzycie teatr, mówili sobie nawzajem o swoich marzeniach. Zanim jednak do tego przejdziecie, pozwólcie, że ja podzielę się z Wami moimi marzeniami.
Marzę o tym, żeby przestać się bać!
Marzę o tym, żeby nie bać się wojny, która jest tak blisko i którą tak wielu przepowiada.
Marzę o tym, żeby ta wojna się skończyła.
Żeby znów była niewyobrażalna, niemożliwa i nieakceptowalna.
Żeby każde jej ponowne przepowiadanie budziło gniew i silny sprzeciw nas wszystkich.
Marzę, żeby polski teatr był silny, wspierający i niezbędny.
Żeby był nawet tam, gdzie nie ma nadziei na nic i żeby dawał ją tak długo, by w przyszłości nie było już miejsc, w których zabraknie nadziei.
Marzę, żeby teatr już nigdy nie musiał być schronem.
Żeby nie stawał się cmentarzem dla tych, którzy uciekają przed wojną.
Żeby już nigdy nie był jedynym miejscem dla tych osób, które tylko tam znajdują przestrzeń do wolnej wypowiedzi i reprezentacji siebie, swoich poglądów i swojego istnienia.
Marzę, żeby teatr zawsze sprzeciwiał się i stawiał opór, kiedy ktokolwiek jest opluwany i wykluczany przez tych, którzy posiadają władzę i cynicznie ją wykorzystują.
Marzę, żeby teatr przestał być świątynią, kościołem czy miejscem, do którego mogą należeć tylko wybrani.
Żeby był powszechny i nie wykluczał!
Nikogo!
Nigdy!
Żeby celebrował różnorodność. Nie stygmatyzował rasy, pochodzenia, orientacji. Nie wykluczał w jakikolwiek inny sposób za nie bycie w normie i niepodleganie regułom narzuconym z pozycji siły.
Marzę, żeby teatr był wspólnym dobrem.
Żeby wszystkie osoby, które go tworzą i w nim uczestniczą, czuły się równe i potrzebne.
Żeby każda osoba, która w nim pracuje czuła się doceniona, szanowana i ważna, a za swoją pracę była godnie wynagradzana.
Marzę, żeby osoby pracujące w teatrze nie żyły na skraju ubóstwa.
Żeby niczyja praca nie była wartościowana z racji wieku, płci, pochodzenia, klasy.
Żeby nikt nie musiał podporządkowywać się normom i kanonom zbudowanym na niejasnych i niesprawiedliwych warunkach.
Marzę, żeby zawsze był bezpieczną przestrzenią toczenia nawet najbardziej zażartych sporów.
Marzę, żeby nikt, nigdy już niczym nie usprawiedliwiał przemocy w teatrze i w żadnym innym miejscu.
Marzę, żeby decydenci i urzędnicy, którzy są za teatr odpowiedzialni, tę odpowiedzialność na siebie przyjęli i się z niej wywiązywali.
Żeby nie widzieli w teatrze problemu, ale zobaczyli w nim to, co zobaczył niemal dwieście sześćdziesiąt lat temu ojciec polskiego teatru, król Stanisław August Poniatowski, czyli fundament reform społecznych Rzeczpospolitej i szansę na udział Polski w kształtowaniu się nowej Europy.
Dziś staram się zobaczyć teatr jako całość, bez rozróżniania na ten publiczny i ten pozainstytucjonalny. Ten rodzący się w salach prób, domach kultury i w szkolnych klasach. Ten tworzony w zaciszach własnych pokoi, kiedy jeszcze jako dzieci uruchamialiśmy magię własnej wyobraźni i zaczynaliśmy marzyć, a przez to naprawdę tworzyć.
Marzę, żebyśmy bezustannie marzyli!
Żebyśmy dzięki marzeniom wiedzieli, dokąd zmierzamy i o co walczymy.
Marzę, żebyśmy nie musieli więcej walczyć.
Marzę, żeby teraz zwrócić się do wszystkich widzów i widzek, osób, dla których teatr jest ważny i powiedzieć Wam – DZIĘKUJĘ! Jesteście fundamentem naszego istnienia. Niezbędnym spoiwem, które sprawia, że czujemy się pełni i kompletni – że jesteśmy.
Marzę, żebyście z nami trwali, nie bali się nas i tego, co tworzymy; nie ukrywali swoich emocji, nawet jeśli są dla nas i dla Was trudne czy bolesne.
Marzę, że mimo wszystko, zawsze będziecie do nas wracać i zawsze będziecie za nami tęsknić, tak jak i my zawsze tęsknimy za Wami.
Marzę, żeby ta nasza miłość do teatru była prawdziwa i namiętna.
Żeby nie musiała być taka trudna i żeby nigdy nie była wyniszczająca.
Marzę, żeby NIKT, NIGDY nie musiał za teatr ginąć ani i oddawać niczego, czego nie chciałby oddać.
Na koniec marzę, żebyście wszyscy dziś świętowali ten ważny dla nas dzień.
ŚWIĘTUJCIE!
Proszę!
Oddajcie sobie i bliskim choć trochę czasu, który zazwyczaj oddajecie teatrowi.
Spełnijcie choć jedno z Waszych marzeń.
Autor: Jakub Skrzywanek